#777Krakowianin Ryszard Styła, rocznik 54, w latach 80. i 90. był jednym z czołowych polskich gitarzystów jazzowych. Piszę „był”, bo zniknął na parę lat z krajowych scen. Ale to się zmieni: Styła i jego muzyka powracają!
Ryszard, albo jak sam o sobie mówi – Ricardo, na poważnie zainteresował się gitarą w wieku 16 lat. Jego pierwszymi idolami byli rockmani: Jimi Hendrix, Bob Dylan, Jimmy Page, Deep Purple. W połowie lat 70. Ricardo coraz baczniejszą uwagę zaczął zwracać na bluesa, jazz i jazz-rocka, czego jawnym przykładem był zespół, w którym grał z Władysławem Sendeckim, Benkiem Radeckim i Krzysztofem Bodzoniem. Potem przyszedł czas na grupę Stump, prowadzoną przez Wojtka Groborza i pierwszą nagrodę – wyróżnienie na Jazzie nad Odrą w roku 1976. Do końca lat 70. grał w różnych składach, m.in. z zespołem Jazz Live, Dżamblami, a nawet tradycyjnym Old Metropolitan Band. W 1980 roku rozpoczął trwającą przez pięć lat współpracę z polską legendą jazz-rocka – zespołem Laboratorium (albumy „No. 8”, „Anatomy Lesson”, „Blue-Light Pilot”). Jednocześnie grał z Tomaszem Stańką, Witoldem Szczurkiem (Rekiem) i jego Basspace oraz Brass Time Adama Kawończyka.
W 1986 roku Ricardo, który dotychczas pracował jako sideman, zdecydował się na rozpoczęcie nowego rozdziału w swym muzycznym życiorysie – został liderem grupy Ryszard Styła Spectrum Session. Kolejne płyty tego zespołu były realizowane w zmieniających się, ale zawsze doborowych składach. Wśród artystów zapraszanych przez Styłę do współpracy należy wspomnieć o takich wybijających się instrumentalistach jak: bracia Krzysztof i Paweł Ścierańscy, Andrzej Cudzich, Cezary Konrad, Jarek Śmietana, Jacek Kochan, Bill Dickens, Ernie Adams, Carlos Johnson, James Cammack.
Ostatnich nagrań Ryszard Ricardo Styła dokonał pod koniec drugiego tysiąclecia, wspólnie z saksofonistą Leszkiem Szczerbą, młodym basistą Robertem Kubiszynem, oraz perkusistą Sławomirem Bernym (w nagraniu jednego utworu udział wziął także gitarzysta Bogdan Kołodziej). Muzyka, chociaż wyjątkowo udana, nie ukazała się wówczas na płycie, a Ricardo… zniknął! Tak właśnie, ni mniej, ni więcej, tylko zniknął… Pojawił się po kilku latach, ale nie w Krakowie, ani w żadnym innym polskim mieście, ale w… Kanadzie! W dodatku odszedł od formuły grania w typowych dla muzyki fusion składach, na rzecz koncertów solowych i duetów!
Od niedawna znów jest w Polsce, w Krakowie. Prezentowany przez JAZZ FORUM album „8 Years Ago” to swoisty renesans Styły na polskim rynku muzycznym. Materiał, który wypełnia ów CD, to ni mniej, ni więcej tylko muzyka zarejestrowana wspólnie z Bernym, Kubiszynem i Szczerbą tuż przed tajemniczym zniknięciem artysty.
Album rozpoczyna utwór zatytułowany Prognoza pogody, a dedykowany jest Joe’emu Zawinulowi. Interesujący, acz prosty temat rozwija się w „kotle” instrumentalnym, w którym poszczególne instrumenty mieszają się zaskakująco. Grane z pazurem partie gitary i saksofonu, imitującego barwy instrumentów klawiszowych syntezatora gitarowego, a także basu i perkusji co rusz splatają się i rozplatają, a krótkie i treściwe solowe szaleństwa przetykane są przewodnią melodią. Całość aranżacyjnymi niespodziankami i siłą improwizacji wykracza znacznie poza standardowe, grzecznie uczesane produkcje innych zespołów fusion, skłaniając się w stronę dokonań takich poszukujących muzyków, jak Allan Holdsworth i, co oczywiste, Joe Zawinul.
#777Kolejny utwór, Świat gitarą malowany, to dla równowagi spokojna ballada o filmowym, czy wręcz ambientowym charakterze. Autentyczne malowanie dźwiękiem.
W numerze zatytułowanym Dla wszystkich kobiet piękna melodia świetnie rozwijana jest przez lirycznie brzmiący sopran i, tu kolejne zaskoczenie, przesterowaną, czy wręcz sfuzzowaną, gitarę Styły, który swą grą na całej płycie najwyraźniej chce podkreślić, że nie tylko firmowy „romantic fusion” jest mu bliski, ale także bardziej soczyste, dynamiczne granie, zdecydowane, krwiste brzmienia. Finałowe, eksplodujące inwencją solo gitary, w którym Ricardo sypie pomysłami jak z rękawa, a przy tym nawet na moment nie gubi wątku swej dźwiękowej opowieści, to jedna z perełek tej płyty, godny polecenia wzór konstrukcyjny gitarowej improwizacji.
Krzysiu I Love You, dedykowany Krzysztofowi Ścierańskiemu, to kolejny spokojny, balladowy utwór oparty na pięknym, melodyjnym temacie, w którym, pod mgiełką liryzmu skrywa się potężna dawka radości, afirmacji życia. To zresztą jedna z „feelingowych” wizytówek Styły, który jak mało kto potrafi łączyć optymizm ze szczyptą nostalgii, dźwiękową fiestę z zadumą, zabawę w stylu fusion z refleksją, lekkość z jazzową głębią.
Łatwość Styły w komponowaniu może budzić zazdrość. Samba Barbara to następny dowód, że gitarzysta ma jakiś dodatkowy zmysł, dzięki któremu trafia na najlepsze z możliwych układy dźwięków, kolejna melodia do zasłuchania i rozmarzenia. I w dodatku w wybornym wykonaniu! Przestrzegam przed tym utworem, bo rozkapryszone uszy mogą po tej sambie nie chcieć słuchać już niczego innego…
Janusz M. I Love You (dedykowany Januszowi Muniakowi) to kolejne wcielenie gitarzysty o wielu artystycznych twarzach, tym razem sterującego bardziej zdecydowanie w stronę klasycznego jazzu spod znaku Wesa Montgomery’ego i Jima Halla. Liderowi, jak zwykle ze smakiem i autentycznym jazzowym blaskiem, w improwizacyjnych odsłonach towarzyszy saksofon. A w tle, z godnym podziwu czuciem, aswingiem, rytmiczną pewnością i sprężystością oraz bajeczną wprost energią, wspiera solistów znakomita, kompetentna w każdym calu sekcja: Robert Kubiszyn – Sławomir Berny. Z taką parą można sobie pozwolić naprawdę na wiele.
Coś dla dzieci to w moim odczuciu jawnie „laboratoryjny” charakter. Z Laboratorium Ryszard grał i nagrywał, i jakkolwiek, zapewne przez skromność, w swojej biografii nie uwypukla nadmiernie tego faktu, w swej muzyce od czasu do czasu wprowadza miłe wtrącenia kojarzące się z tamtym okresem jego przebogatej działalności.
Album kończy dynamiczny, zaskakująco ostry nawet jak na tę płytę utwór Potwór z Placu na Groblach. I jakkolwiek po odjechanym intro gitarowym muzyka powraca w dobrze znane tory spod znaku Weather Report, to znać, że w emanującym na ogół spokojem gitarzyście drzemią różne demony, i jeszcze nie raz nas zaskoczy swą muzyką.
„8 Years Ago” to imponujący bogactwem pomysłów i nastrojów, kolorowy album, który, jestem o tym przekonany, sprawi miłośnikom jazz-rocka i elektrycznego jazzu wiele przyjemności.
A na koniec jeszcze jedna uwaga. Różne koleje losu sympatycznego gitarzysty spowodowały, że płyta nagrana blisko 10 lat temu dopiero teraz trafia w Państwa ręce. Nie jest to jednak choćby w najmniejszym stopniu wada tego wydawnictwa. A to z tej prostej przyczyny, że pomimo upływu lat muzyka Ricarda nie zestarzała się nawet odrobinę. I bezsprzecznie ta właśnie cecha najlepiej świadczy o jej klasie.
Zaś o nowym artystycznym wcieleniu gitarzysty, który, przynajmniej na razie, deklaruje poświęcenie się grze solowej (plus elektronika umożliwiająca zgrywanie na żywo kilku ścieżek) można przekonać się na koncertach. Oby licznych!Autor recenzji:
Robert Buczek